dokończenie tekstu o tytule jw.

Rozumienie „narodowości" nigdy nie występuje u tego ludu wyraźnie; nazwa, którą sam sobie nadaje „mużyk" zaznacza tylko odrębność, z jaką się odgradzają od „pana" i od wszystkiego co „pańskie",   a więc przede wszystkiem nieprzejednana odraza do oświaty, kultury, wszelkich wprowadzonych ulepszeń, uprzedzenie niepokonane do pracy umysłowej i nawet pewna trwoga przed nią. Raz chłopak wiejski, dostawszy się do dworu, za staraniem „pani" wyuczył się czytać, pisać i skończywszy sześć klas dostał odpowiednią dobrą posadę. Po pewnym czasie zachorował na wrzód w uchu, trzeba mu było robić ciężką operację, po której umarł w szpitalu. Wieś osądziła, że te wszystkie nauki tak mu zaszkodziły; byłby zdrów, gdyby się nie uczył. 

Bywają jeszcze wsie na Ukrainie, do których zupełnie nie dotarła cywilizacja nowoczesna; jeszcze do ostatnich czasów automobil witano ze strachem, jako „nieczystą siłę", a kiedyś chłop po odmierzeniu przez geometrę przestrzeni między wsią a najbliższem miasteczkiem, po skonstatowaniu, że wedle obliczenia odległość wynosi nie jak liczono dotychczas 14 wiorst lecz 16, skonsternowany twierdził naiwnie:  „Dobrze jeśli dobra droga, ale kiedy będą te szarugi jesienne, jak ja te dwie wiorsty jeszcze przejadę?"

Z podobną naiwnością traktowano też posiadanie ziemi i swobody. Ziemia, upragnione bogactwo, ale użycie jego przedstawiało się w wiecznęm pijaństwie i swobodnem, niekrępowanem niczem leżeniu na piecu, a gdy zabłyśnie słońce, machinalnem zasiewaniu tej samej roli, która zawsze wiernie powinna była dostarczać zapasów zboża i dlatego jedynie była tak pożądana! Choroba konia lub krowy bardziej wzruszała chłopa niż śmierć żony lub dziecka. Gdy się zdarzyło raz, iż chłop wyprzągł konia z pługa, aby pojechać po lekarza dla śmiertelnie chorej żony, opowiadano sobie o tem  z najwyższem zdumieniem. 

Nie na tle różnic plemiennych rozwijała się niechęć do „pana", ale na podstawie ekonomicznej; widziano w „panu" jedynie posiadacza i właściciela. Rosjanin i Polak jednakową wzbudzali nieufność. Jeden i drugi był dla chłopa zawadą, tak jak w chacie przeszkadzał mu brat lub syn, mający pretensje do posiadania i władzy. Na dnie myśli może spoczywało nieokreślone marzenie, aby pozostać samemu; może to było nieobjawione dotąd pragnienie budzącej się indywidualności, przez wieki tłumionej  i usuwanej, a jednak wyrywającej się bezwiednie, wszechmocnie, jako dusza powstającego do życia narodu? Kiedy raz w poufnej rozmowie pytano bardziej inteligentnego chłopa czy woli lacha, czy moskala, odpowiedział: „Szob toj utikał a tamtoj za nym pustywsia, my szczeb batohom dokłały" (Gdyby ten uciekał, a tamten puścił się za nim, tobyśmy im jeszcze batogiem dołożyli). 

Kiedy jednak idea odrębności narodowościowych występować zaczęła silniej i rozeszły się wieści o wolności każdego narodu, wiadomości o szkole ukraińskiej, o prawie językowem, chłop ukraiński przyjął to obojętnie, nawet z niechęcią. Nie chciał zrozumieć, iż ma uczyć dzieci w tym języku,  którym mówi w chacie. Nadsyłane broszurki i gazety, pisane obcym dialektem, odczytywał z triudnością i twierdził z uporem, że dzieci powinny chodzić do szkół polskich albo rosyjskich, bo on nie myśli pozostawić je na życie całe „mużykami".  Tyle narazie zdziałały nowe prądy.

Lud miejscowy nie dał sobie nigdy wytłumaczyć co to narodowość, co zwłaszcza organizacja państwowa, to była dla niego martwa litera. To też nigdy w zaburzeniach, które przyszły, sprawa plemienna nie grała żadnej roli. Trudno nie wspomnieć o owym dniu niezwykłym, kiedy to ogłoszono rząd rewolucyjny z Kiereńskim r. 1917. Wieś przejęta ważnością chwili, z której zupełnie nie zdawała sobie sprawy, z okrzykami dzikiego triumfu, z popem i całą paradą cerkiewną wypłynęła na ulice, gromadząc się naprzeciw dworu. Każda niemal wieś miała już wówczas swą polską szkołę, prowadzoną otwarcie i swój polski szkolny sztandar. Wysłana starszyzna wiejska przyszła do dworu prosić o ten sztandar dla dodania świetności tej uroczystej chwili. „Dajte nam waszu „Flaku", tak harno bude", wołano.

Zaprawdę dziwny był widok tego popa bijącego pokłony przed dworem polskim i dla podniesienia rewolucyjnych haseł wymieniającego w nabożeństwie całą rodzinę cesarską  -  a nad tem powiewający polski narodowy sztandar z białym orłem i Marją Częstochowską. 

I przyszły te najgorsze chwile. Zwierz w duszy ludzkiej zawył strasznym głosem, pobudzony apetyt pożądaniem tego, co najbardziej było mu pożądanem, dzika zwierzęca chciwość prześwietlona ludzką chciwością. Okazała się w całej ohydzie ta bestja człowiecza, nie hamowana żadnem dobrem, nie łagodzona zasadami religji, promieniem wiary. Dusza ludzka, jeśli nie unosi się wyżej, upada niżej od zwierzęcia. Tak się też stało.  Uderzono w najczulsze miejsce i ozwał się ryk bestji przeszywając drżeniem i męką. Zwierz rzucił się na zdobycz bez wahań. Reszty dopełniła wódka. Niech mi nikt nie mówi o wdzięczności, natura ludzka w ogóle posiada jej mało  -  być może, iż to wynika z tej natury ludzkiej właśnie, która chce czuć własną siłę  -  łaska, wdzięczność upokarza mocnego człowieka. Zawyło nieokiełznane, gwałtowne pożądanie samodzielności, nie oparte na żadnej podstawie, nie ujęte w karby prawa i umiejętnego działania. Projekty sypały się bezmyślnie. -  Chciano odrzucić szpitale  - chorzy i starcy niech umierają. Chłopi będą siedzieli w pokojach, jak panowie, jeździć powozami i t. p. Panowie, którzy, wedle insynuacyj wrogich, chcieli ich przekupić, wiedząc iż wszystko do nich należy, stawali w ich oczach jako ludzje niegodni, nie zasługujący na współczucie. Przywiązanych do dworu uważano za zdrajców i zemsta ludu straszna dosięgała ich. Nowy ład układał się chaotycznie,   w rozpitych mózgach  -  mówiły tylko rozkiełzane apetyty, prawo bezprawia. 

Nie chcę powtarzać tu obrazów krwawych, pożogi rozpętanej nad krajem stepów i mogił, obrazów, których niesamowita groza blednąc każe najbardziej wyuzdanym opisom mąk średniowiecza i Sienkiewiczowskiej trylogji, uczyniono to już nieraz. Historja nasza powtarza je niejednokrotnie...

Szukamy w tem głębszej przyczyny, pytając niespokojnie, czyja wina? Upornie stawiamy jedno rozwiązanie; jedynie tylko w postępowaniu „panów" względem „chłopów", lub w dawnej jeszcze kozackiej tradycji szukamy rozwiązania problemu dziejowych nienawiści !... A jednak czyż nie inaczej sądzićby to wypadło!  

Rozwój ducha i pojęć ludzkich, prawo człowieka i godność jego, idąc tu jednako, stopniowo przyjmują się wszędzie, niosąc złagodzenie praw, znosząc pojęcie przywilejów i nierówności społecznych  -  przyczyny tkwiły właściwie, gdzie indziej. Brak siły dla rozwoju odrębności narodowych, brak poczucia państwowości, wyzyskiwane przez państwa wrogie! Nie stawało tej siły nigdy, bo i wówczas w latach zespolenia z Polską, kjedy nic nie stawało na przeszkodzie, a obojętność Polski w tym względzie nie krępująca w niczem, wydająca prawa równe bez zastrzeżeń dla różnej nacji swych poddanych, czyż nie torowała drogi do rozwoju języka, literatury, świadomości narodowej? Zanik tego przyrodzonego uczucia poddaje lud ten wiecznie wpływom polskim lub rosyjskim. Obrządek wschodni religijny zdaje się pozornie łączyć go z Rosją, a jednak jest chwila,  w której unoszą się ponad ubóstwo duchowe przez walkę unji z prawosławiem. Prześladowania podlaskie budzą na chwilę uśpione dusze, unosząc na szczyt męczeństwa i zwracają lud ten ku zachodowi, ku Polsce. 

Położenie geograficzne między Polską a Rosją stawia ten naród w niepewnej przynależności, niepewność tę umiejętnie wyzyskuje jedyny wróg słowiańszczyzny, Niemcy. A kiedy rozbiory dzielą Polskę na trzy części wraz z włączonemi Litwą i Rusią, wrogie agitacje podburzają z podwójną siłą, kierując z dwu stron swe ostrza przeciw Polsce. Ta bierność i nieświadomość uczuć narodowych sprawiła zapewne, iż kiedy w pewnej fazie burzy bolszewickiej chciano obudzić w ludzie ukraińskim samopoczucie narodowe, spotkano się z odpornością i niechęcią, ze zdumieniem, które odrzucało z pogardą tę odrębność jako ubliżenie. Jedynie działać mogła nienawiść na tle ekonomicznem, przemawiająca zrozumiale do instynktów pierwotnego człowieka i to rzuciło ten lud w brutalną, zwierzęcą walkę bez godności i. sumienia. Więc nie działały tam pobudzone plemienne nienawiści, ale przystosowane do pojęć pierwotnych idee bolszewickie, dogadzające w swej brutalności niskiemu  poziomowi dusz. Bezmyślne, bezduszne ofiary zbrodniczych namiętności bez ideału i celu wyższego pokazały światu czem stać się może istota ludzka, dla której jedynem pożądaniem jest zdobycie żerowiska. Ale i w tej ostatniej krwawej karcie czyż nie widzimy tychże powtarzających się rzezi, z poza których wysuwa się okrutna dłoń Carycy i słychać śmiech szatańskiego Fryderyka?

Wiecznie to samo. Historją się nie powtarza, ale jest w niej ciąg jednej myśli, idącej systematycznie, tym samym szlakiem wiążąc nici.

 Deprawowany, utrzymywany rozmyślnie w ciemności po zaborach, nieświadomy siebie, szczuty na Polskę, w której widzi tylko nienawistnego „pana", nie pobratymczy naród, z którym idąc ręka w rękę mógłby wspólną siłą uderzyć w tego wroga, lud ukraiński nie mający siły aby być narodem, staje się ślepą igraszką w ręku nieubłaganem. 
Czyż i w polityce rządów Rosji nie odczuwamy, iż zawsze każdym ruchem, każdem złowrogiem uderzeniem wymierzonem w Polskę, kieruje ta sama dłoń niemiecka? Dziś w bezstronnem spojrzeniu na lud krwią naszą obluzgany, w wejrzeniu w  przeszłość naszą wspólną, słyszymy wyraźnie też same głosy nienawiści germańskiej. Polska mocna i wielka pozbawiona zachłanności, nie dążąca do wynaradawiań, umiejąca utrzymać władzę siłą wewnętrznej potęgi, skłonna do bratań, zniewalająca mocą swej idei, może być ową dłonią bratnią wyciągającą się do bratniego narodu. Polska przez wygórowaną miłość Ojczyzny powinna potrafić uszanować odrębność narodu pokrewnego. Wtedy też wiele osiągnie dążąc drogą pojednań bratnich przeciw nieprzyjacielskiej sile. 

Jaką rolę przeznacza nam przyszłość w związku z tym ludem? Czy złączy jeszcze nasze ręce, jak już się wielokrotnie łączyły nasze kości i mieszała nasza krew we wspólnej przed wrogiem obronie? Przyszłość milczy, a Ukraina dzisiejsza to wielkie cmentarzysko, gdzie senne mogiły dumają o krwi tak strasznie przelanej. Lecz dzieje narodów nieskończone i Bóg je pisze. 

………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

Zamieszczony tekst miał debiut blogowy  02.06.2014 r., czyli prawie równo dziewięć  lat temu tj. na moim ówczesnym blogu w s24
https://www.salon24.pl/u/dawidowicz/587823,u-krainy-krwawy-lud