Przedstawiam obszerne fragmenty publikacji Józefa Mackiewicza zatytułowanej „Zbrodnia w dolinie rzeki Drawy”

W oryginalnym tekście J. Mackiewicza opublikowanym 23 października opuściłem kilka fragmentów (…), pominąłem  śródtytuły (*****), dodałem kilka linków oraz minimalną ilość własnych przypisów (kursywą w nawiasach). W bardzo nielicznych miejscach uwspółcześniłem pisownię (np. zaczęto w miejsce poczęto, aby w miejsce ażeby, etc.). Jeden z wersów wytłuściłem, jako że został wykorzystany w  tytule notki.

************
(…)
Gdy 1 czerwca 1945 wzeszło słońce nad doliną rzeki Drawy, płynącej wąskim korytem południowych Alp, oświetliło ono następujący obraz: wielotysięczna ciżba na kolanach zasłaniająca się krzyżem; po łąkach i polach rozbiegane tabuny koni i wielbłądów; kobiety z dziećmi drapiące się na skaliste zbocza, uchodzące w śmiertelnym przerażeniu przed kulami i pałkami chrześcijańskich żołnierzy, zapędzających wszystko w ręce kata...
- Co to było? Ano, gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym ironicznie: wydawanie „Azjatów" w ręce europejskiego marksizmu.

Z grona  ocalałych b. generał Wiaczesław Naumienko, przebywając w USA, pozbierał dane, listy, zeznania świadków, rozproszone publikacje i t.d. Zgromadził to co się nazywa materiałem historycznym. Posegregował, skonfrontował krytycznie, sprawdził autentyczność relacji i odrzucił  co wkraczało w dziedzinę legendy.  http://hrono.ru/biograf/bio_n/naumenko_vg.php
 (…) 

Swego czasu napisałem o Ponarach pod Wilnem, gdzie mordowano Żydów. Pisałem o Katyniu, gdzie mordowano oficerów polskich. Może zaważyła tu co nieco i ta okoliczność, że i w Ponarach i w Katyniu byłem osobiście. Otóż byłem też w dolinie rzeki Drawy. Wprawdzie na kilka miesięcy przed opisywanymi wypadkami, ale znam teren, a teren wielkiej chwały czy wielkiej zbrodni ma w sobie zawsze coś przyciągającego. W danym wypadku spiętrzone fale rzeki, po których płynęły później trupy; łąki, po których biegały później bezpańskie konie; idealnie obojętne szczyty gór, jak zawsze pochłonięte wyłącznie mijaniem się z obłokami; cała przestrzeń dramatu od Villach poprzez Spittal, Stemfeld, Oberdrauburg i Lienz, z ich spiczastymi wieżami kościołków katolickich, które dzwoniły o zmiłowanie nad ludem prawosławnym, zanim im władze brytyjskie tego dzwonienia nie zakazały.

I jeszcze jedno: widziałem tych ludzi latem 1944, gdy przeprawiali się przez Pilicę. Spotkałem ich w Częstochowie: barankowe czapki z czerwonym denkiem; czarne od wiatru i kurzu, milczące, ponure twarze; chude krowy uczepione do wozów. Żadnej eskorty. To nieprawda żeby ich kto gnał. Sami ciągnęli na zachód. Nieskończone tabory. Na tle europejskich kamienic robili istotnie wrażenie egzotyczne: „Azja” uciekająca przed bolszewikami.
26 kwietnia 1945 skapitulowały wojska niemieckie we Włoszech, a już 27 kwietnia ujęto Mussoliniego.  W tym czasie na terenie republiki faszystowskiej w północnych Włoszech znajdowała się grupa atamana Domanowa, czy jak sama siebie nazywała „Kozacki stan”, rozlokowana w rejonie miasta Tolmezzo, licząca ok. 7000 ludzi pod bronią.
https://weekend.rambler.ru/people/49314417-timofey-domanov-sudba-stukacha-nkvd-kotoryy-stal-atamanom-kazakov-gitlera/

Cywilów, czyli żon, dzieci, starców i inwalidów  było tam nawet więcej, bo ponad 8400 osób. Liczby te pochodzą z końca roku 1944, zatem nie są w pełni dokładne. W ciągu zimy bowiem spływały do Włoch dalsze fale uchodźców, a także przybyły jeszcze dwa pułki kozackie (8-my i 10-ty), których liczebność nie jest dokładnie znana. Ponadto w pobliżu Gemony (Gemona del Friuli, prowincja Udine) stacjonował 3-ci pułk kozacki (ok. 2500 ludzi), ale ten w odróżnieniu od sił głównych Domanowa, skapitulował wobec partyzantów włoskich, wywieziony został na południe i wydany bolszewikom w innych okolicznościach. Odmienną grupę stanowił też XV korpus kozacki w składzie trzech dywizji, operujący na Bałkanach przeciwko wojskom Tity. W tym czasie cofał się już w kierunku miasta Graz i tam został wydany.

Przy grupie atamana Domanowa znajdował się, znany szeroko z wojny domowej, gen. Krasnow, głośny pisarz emigracyjny, wódz ruchu kozackiego, już wówczas 76-letni starzec, nie sprawujący bezpośrednio żadnej faktycznej władzy.   https://pl.wikipedia.org/wiki/Siemion_Krasnow

W nocy z 27 na 28 kwietnia do kwatery Domanowa zgłosiło się trzech oficerów z czerwonej partyzantki włoskiej z żądaniem złożenia broni. Domanow oświadczył, że kapitulować będzie jedynie wobec Anglików, złożenia broni odmówił, natomiast obiecał że w ciągu trzech dni wycofa się na północ za Alpy. W ten sposób rozpoczął się pierwszy akt dramatu. Ruszono jedyną, wolną jeszcze, drogą w góry na Paluzzo. Stąd na przełęcz Plöcken-Pass wysokości 1300 m npm., granicę Austrii. Na dole, gdy odchodzili, kwitły już migdały, zaczynało się włoskie lato. Teraz, zamiast pinii, zjawiły się po obu stronach drogi sosny, zamajaczyły białą korą brzozy, zaczęły się świerki. Rozpadał się deszcz, który niebawem przeszedł w wilgotny, lepki śnieg. Zaczęły się też pierwsze oznaki rozprzężenia. Przodem maszerował sztab, warsztaty i główne tabory; za nimi stanice dońskie, kubańskie, w końcu terskie. Domanow pozostał jeszcze w Tolmezzo, oczekując oddziałów ściągających z rejonu Udino. Droga na Plöcken-Pass wije się serpentyną. Cały dzień i noc na 3 maja padał śnieg. Samochód, którym jechał gen. Krasnow wraz z żoną i adiutantem, utknął. Przyczepiono go do sztabowego autobusu i ciągnięto na linie. O 22:30 Krasnow minął przełęcz i stanął we wsi Mauthen-Kötschach. 5 maja podciągnął Domanow z ariergardą. 6-go maja wysłał przodem delegację z białą flagą do Anglików. Delegacja wróciła z wiadomością, że brytyjski generał brygady oświadczył, co następuje:
nic konkretnego o dalszym losie Kozaków powiedzieć nie może; może jedynie zapewnić, iż w żadnym wypadku nie będą wydani Sowietom.
(…)

Na miejscu zastali już oddziały kaukaskie. Rozkaz brytyjski brzmiał: mają się rozłożyć biwakiem wzdłuż Drawy, kolei i szosy na przestrzeni 21 km. W północnej części miasta Lienz, przepołowionego rzeką Drawą, stanął kwaterą sztab atamana Domanowa. Gen. Krasnow z żoną zamieszkał w osobnej willi, którą mu uprzejmie wyznaczyły władze brytyjskie, w odległości 4 km od miasta. Na prawym brzegu stanęła kozacka szkoła junkierska, dalej - przyboczny dywizjon i 1-szy pułk konny. Wzdłuż lewego brzegu: żandarmeria kozacka, pułki dońskie, kubańskie i  terskie. Następnie tabory i warsztaty. Przestrzeń na wschód od wsi Nikolsdorf aż do Oberdrauburg zajęły oddziały kaukaskie, tzw. Legion Kaukaski pod wodzą Sultan-Kelecz-Gireja.
http://www.hrono.ru/biograf/bio_s/sultan_kelech.php

Rodziny i uchodźcy cywilni znaleźli wygodne pomieszczenie w barakach byłego obozu dla jeńców brytyjskich Peggetz, odległego o półtora km od Lienzu. W południowej części miasta znajdował się sztab brytyjski. Kozakom pozostawiono na razie broń, a z dniem 15 maja zaczęto wydawać prowiant. Zadymiły niezliczone ogniska koło szałasów i namiotów. Wzniesiono polowe cerkiewki. Była Wielkanoc. Wydawano też nowe mundury. Dowódca jednej z brygad kozackich zwrócił się do władz brytyjskich z zapytaniem, czy mają nadal prowadzić ćwiczenia wojskowe.  - Oczywiście - odpowiedziano. - Będziecie może już wkrótce potrzebni.

Nie była to żadna rewelacja, a raczej potwierdzenie ogólnego optymizmu politycznego. Znaleźli się wprawdzie pesymiści, którzy przepowiadali że zaproponują Kozakom służbę w koloniach. Tacy należeli do wyjątków. Szkołę junkierską odwiedziło kilku oficerów brytyjskich. Gdy tłumaczka opowiadała im, że niektórzy pokonali tysiące kilometrów, aby wydostać się spod jarzma bolszewickiego, oficer brytyjski westchnął: - Niech ich Bóg wspomaga.

16 maja, nazajutrz po wydaniu obfitych porcji żywnościowych, nakazano Kozakom złożyć broń, pozostawiając  ją tylko oficerom i żandarmerii. Istnieje stare jak świat doświadczenie ludzkie, że jak w życiu cywilnym nie oddaje się pieniędzy, tak w życiu wojskowym nie oddaje się broni inaczej niż pod gwarantowany weksel! Cóż począć jednak, gdy inni pouczają, że optymizm i wiara zdolna jest poruszyć góry.

Do siedziby prywatnego banku kozackiego, umieszczonego w jednym z budynków Lienz, przybył rano oddział żołnierzy brytyjskich i zażądał wydania kluczy od kasy. Mimo protestów, że kasa zawiera wyłącznie prywatne pieniądze Kozaków, żołnierze załadowali ją na ciężarówkę i wywieźli. Tymczasem brytyjski oficer łącznikowy nakazał rozdawnictwo dzieciom pomarańcz i czekolady. Zaproponował organizację koncertów i w tym celu odszukanie odpowiedniej sali w mieście. Salę odszukano. Obiecał ją pięknie odremontować na koszt władz okupacyjnych. Obiecał zbudować kuchnie kryte, by Kozacy nie potrzebowali gotować na ogniskach. Istotnie zaczęto już zwozić cegłę. W końcu wystąpił z projektem wydawania gazety kozackiej. 
W tym celu do lokalu b. niemieckiego Arbeitsamtu zwołał naradę, na którą przybyło 12 osób z redaktorem Tarusskim na czele. Oficer wyłożył swój plan, zapewniając dostarczenie niezbędnych środków finansowych. Na razie zaś poprosił o imienny spis wszystkich dziennikarzy. Wręczono mu go z gorliwością.
 - Thank you very much – odpowiedział oficer. W kilka dni później Tarusskij popełnił samobójstwo... Ale zbytnio wybiegamy naprzód.
https://soyuz-pisatelei.ru/forum/52-1257-1

Wczesnym rankiem 27 maja podano do powszechnej wiadomości, że całe wojsko kozackie będzie otrzymywało pełne racje armii brytyjskiej.
- Hurra! - wołano po namiotach i szałasach. W kilka godzin później, o 10-ej rozkazano wszystkim oficerom i żandarmerii oddać broń do 12-ej w południe. Na pytanie atamana Domanowa, wyjaśniono że chodzi tu tylko o zamianę broni na bardziej jednolitą i nowoczesną. Nazajutrz, 28 maja, powiadomiono Domanowa, że wszyscy oficerowie i urzędnicy wojskowi  mają się przygotować na godzinę 1-szą po południu do wyjazdu na specjalną konferencję z władzami brytyjskimi.

Dzień był upalny. Niebo bez chmurek. Wynikło zagadnienie w co się ubrać na konferencję, do której większość oficerów kozackich przywiązywała wielką wagę. Konferencja z najwyższymi władzami brytyjskimi!
- Płaszcze brać? Wieczór może być chłodny. - Ale skąd. Żadnych rzeczy, żadnych płaszczów - oficer rozstawił palce u ręki, a drugą, zaginając palec po palcu, zaczął wyliczać:
- Moi panowie, o 3-ej rozpoczyna się konferencja w Villach, obrady potrwają godzinę, najwyżej półtorej; o 5-ej, najdalej o 5:30, no, powiedzmy o 6-ej będziecie z powrotem.
Oficerowie zaczęli się szybko rozchodzić, ażeby zdążyć przebrać się w najlepsze mundury, wyglansować buty. W błyszczących epoletach zjawiali się na miejsce odjazdu. Ci, ze starej emigracji przyczepili carskie ordery. W tej chwili... daleko gdzieś, zdawało się w górach, gruchnął pojedynczy strzał. Nikt wówczas nań nie zwrócił uwagi. To zastrzelił się podesauł Gołowinskij, „taki dziwak", jak o nim wczoraj mówiono: jedyny, który odmówił wydania broni.

 Samochody już podjeżdżały. Tam, gdzie nie działa doświadczenie, działa czasem instynkt: niektóre z żon zaczęły raptem, bez żadnej widocznej przyczyny, płakać. - Proszę uspokoić żony - powiedział oficer do tłumaczki.
- Daję słowo brytyjskiego oficera, że ich mężowie wrócą najpóźniej pomiędzy 5-tą, a 6-tą, wieczorem.

Dzień był upalny. Może dlatego godziny wlokły się tak długo. Przyszła wreszcie 5-a, czekano do 6-ej... Minęła 7-a... Na konferencję wyjechało parę tysięcy oficerów. Żaden z nich nie wracał. Straszliwe przeczucie zaczęło ogarniać pozostałe rodziny. Żołnierze także zaczęli się gromadzić i rozprawiać.
Nikt oczywiście nie mógł wiedzieć o tym, że już pięć dni temu, 23 maja 1945, pomiędzy władzami brytyjskimi i sowieckimi zawarto w Wiedniu układ o wydaniu wszystkich oficerów i ich rodzin w ręce władz sowieckich. W stanicach wzdłuż Drawy przystąpiono w końcu do przygotowywania posiłku wieczornego. Raptem, o 8-ej wieczorem wezwano tłumaczkę do kancelarii w Peggetz...

******
Zanim przejdę do opisu  przebiegu „konferencji”, chciałbym zatrzymać się na chwilę nad niewątpliwie ciekawym zagadnieniem: w jaki sposób tysiące oficerów ze starymi generałami na czele mogło do tego stopnia naiwnie dać się uprowadzić w pułapkę?  Zaszedł wszak wypadek, który powinien był wywołać niepokój. 27 maja przybył do Lienz gen. Szkuro, stary emigrant, który nigdy obywatelem sowieckim nie był. Jeden z wybitniejszych generałów wojny domowej, przy tym w okresie wspomagania „białych" przez Wielką Brytanię, odznaczony wysokim orderem brytyjskim. Zgotowano mu przyjęcie entuzjastyczne.     http://www.hrono.ru/biograf/bio_sh/shkuro.php

Nazajutrz..., czyli właśnie owego 28 maja, do kwatery gen. Szkury przybyło dwóch oficerów brytyjskich, aresztowało go i wywiozło w niewiadomym kierunku. Wypadek ten, sam przez się mogący wzbudzić poważniejsze refleksje, utonął wszakże w rozgardiaszu i komentarzach na temat konferencji. Zwołanie jej nie stało w sprzeczności, a raczej wydawało się większości logiczną konsekwencją optymistycznych oczekiwań. Każdy chciał być raczej obecny niż nieobecny.

W nieunikniony konflikt z Sowietami wierzyło 90%, jak wierzyło 90% żołnierzy 2-go Korpusu polskiego we Włoszech, jak wierzyło pół Europy. Poza tym Kozacy byli skłonni wszystkie zalety pod słońcem przypisywać Brytyjczykom. Nigdy jeszcze słowo „gentleman" nie było w tak krótkim czasie tylokrotnie wypowiedziane i komentowane. Gdy zaś z ust tych „gentlemanów” padały zapewnienia poparte honorem oficerskim, rozproszyły się ostatnie wątpliwości nielicznych sceptyków. Nieco odmienne było zachowanie się samego atamana Domanowa (powieszonego później w Moskwie). Zwoławszy na rozkaz brytyjski wszystkich oficerów, na pytanie zadane przez jednego z dowódców pułku: „Co nas czeka ?", odpowiedział: - Chyba nic dobrego. Zapewne druty.
- Co robić z oficerami którzy zaczną uciekać w góry? - Pan jest dowódcą pułku. Pan mnie zrozumiał.
W istocie jednak: nie zrozumiał. Tym bardziej że pojechał sam Domanow, a wypowiedź jego świadczyć może że i jego przewidywania nie posunęły się w pesymizmie dalej niż brytyjski obóz jeniecki.

O 1-ej po południu zajechały ciężarówki. Według prowizorycznych obliczeń pojechało: 35 generałów, 167 pułkowników, 283 podpułkowników, 375 esaułów, 460 podesaułów, 526 sotników, 756 chorążych, 124 urzędników wojskowych, 15 osób personelu lekarskiego, 2 fotografów, 5 oficerów łącznikowych i 2 duchownych. Dopiero w ciężarówkach coś ich tknęło. Zaciągnięto brezenty. Obok szoferów siedli żołnierze uzbrojeni w pistolety automatyczne. Ktoś próbował zaśpiewać, ale urwał. Po przejechaniu 12 km kolumna się zatrzymała. Podjechały lekkie czołgi. Droga wiodła wzdłuż Drawy przez Greifenburg - Steinfeld - Sachsenburg - Möllbrücke do...

Przerzucić się psychicznie z jednej skrajności w drugą nie jest łatwo: z poczucia bezpieczeństwa w strach, z zaufania w rozpacz. Ilu potrafiło tego dokonać dokładnie nie wiadomo. Przyjmuje się hipotetycznie liczbę 5 oficerów, którzy wyskoczyli w biegu i uciekli w lasy.

Od Möllbrücke, wciąż korytem Drawy, droga skręca raptownie na południowy wschód, i o 13 km dalej leży miasto Spittal. Samochody wjechały w bramę obozu otoczonego potrójnym ogrodzeniem z drutów kolczastych. Gęsto rozstawione posterunki. Zaczął się wyładunek. Oficerów podzielono od razu według rang, przydzielając każdej grupie osobny barak. Wewnątrz panował brud i nieład, na ziemi leżała stara słoma. Po godzinie dowódca angielski wezwał trzech generałów kozackich, w tej liczbie Domanowa i Tichockiego, i oświadczył im lodowato:
- Proszę powiadomić wszystkich oficerów,  że zgodnie z umową zawartą pomiędzy rządem Jego Królewskiej Mości i Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich, przekazani zostaną  do rozporządzenia sowieckich władz wojskowych. Odjazd ze Spittal nastąpi jutro o 4-ej rano.
Tichockiemu zrobiło się słabo i upadł.

Dokończenie w części 2-giej